piątek, 27 września 2019

Rozdział 1.

          To było okrutne, Fordzie - powiedziałem ze ściskiem w gardle. - Dlaczego coś takiego musi się dziać? Czemu nie możemy po prostu postawić się Gideonowi i znów stać się wolnymi ludźmi? - zapytałem, kiedy gardło ścisnęło mi się z żalu.
          - Dipper - powiedział wściekle zatrzaskując zakurzoną książkę, którą akurat przeglądał. - Nie waż się nawet sugerować takich rzeczy, a już zwłaszcza nie w murach pałacu! - powiedział półszeptem podchodząc do mnie. - Ściany mają uszy i nigdy nie wiesz, kiedy Bill lub Gideon ma cię na oku. - Prędko przesunął ciężkie krzesło w tył szurając nim o podłogę. W mgnieniu oka chwycił księgę i popędził do jednego z wielu regałów w tej komnacie. - Chwyć pióro, chłopcze, i pisz raport - rozkazał jak gdyby temat sprzed chwili nie istniał.
          Jak rozkazał, tak też zrobiłem. Chwyciłem metalowe pióro w dłoń i sięgnąłem po pożółkły papier.
Gravity Falls 20 listopad rok 8
Szanowny Panie ziem Gravity Falls
Pragnę poinformować Pana, że egzekucja odbywająca się na Placu Miejskim w południe dnia dzisiejszego, przebiegła pomyślnie. Śmierć poniosło sześcioro buntowników: Peter Clayton, Thomas Cleanson, Camil Drown, Stephan Howard, Zack Mewrow oraz Clayde Stefvater.
I dwie buntowniczki: Blue Acros oraz Wendy Blerble Corduroy.
Serce mnie zabolało, kiedy zanotowałem na dokumencie imię dziewczyny.
Na egzekucję przybyło mnóstwo gapiów, w tym dzieci, które dzielnie wiwatowały na Pańską cześć i obrzucały wyzwiskami jak i resztkami jedzenia w stronę zdrajców Gravity Falls. Wszyscy zostali pochowani w bezimiennym grobie na pograniczu miasta, tak, jak Szanowny Pan rozkazał. Jeśli mogę sobie pozwolić - sądzę, że organizowanie częstszych egzekucji staje się powoli zbędne i wręcz niebezpieczne.
Raport składa Pański wierny sługa,
Dipper Pines
          Zanotowałem słowa na kartce i pokazałem wujowi dokument, ten rzucił na niego okiem po czym rzekł:
          - Powinieneś wykreślić swoją opinie, zdajesz sobie z tego sprawę? - zapytał patrząc mi w oczy.
          - Wiem, ale… - westchnąłem. - Może coś to zmieni? - zasugerowałem z nadzieją.
          - Ta, niewątpliwie - parsknął śmiechem. - Jeśli chcesz umrzeć za zniewagę, prosze bardzo. Możesz zanosić. - Oddał mi kartkę. - Obaj doskonale wiemy, że to nic nie da, chłopcze.
          Niechętnie musiałem przyznać Fordowi racje; przekreśliłem niepożądane zdanie i sięgnąłem po czysty skrawek papieru. Zacząłem przepisywać raport od nowa. Gdy skończyłem schowałem go do koperty, a następnie zapieczętowałem go woskiem i odcisnąłem pieczęć wuja.
          - Widziałeś się z Mabel? - zapytałem.
          - Nie - rzucił sucho grzebiąc przy stole, na którym był stos papierów i wiele innych rzeczy: rośliny, książki i szkło chemiczne. - I raczej zbyt szybko tego nie zrobię - dodał sucho.
Nigdy nie potrafiłem zrozumieć Forda. Pomimo, że kochał Mabel całym sercem, to od czasu nowej ery - ery Gideona - tego nie okazywał.
          - Czasami wydaje mi się Fordzie, że stałeś się innym człowiekiem - szepnąłem ledwie słyszalnie. - Tak jakby Stan i Mabel byli dla ciebie zupełnie obojętni po tamtym dniu. - Skuliłem się sam w sobie. Tamten dzień był dla nas tematem tabu, zawsze po próbie poruszenia tego tematu kończyło się ostrą kłótnią.
          - Dipper, błagam, nie zaczynaj niepotrzebnych awantur. - Jak oparzony zostawił stół w spokoju. - Doskonale znasz realia, a my musimy się do nich dostosować, aby przetrwać.
Tak, wuju, - westchnąłem - masz racje. Ale… - przerwałem.
          Spisywałem informacje dotyczące życia w mieście, gdy nagle drzwi do komnaty głośno zaskrzypiały.
          Władca Gleeful wzywa Dippera Pinesa do siebie - powiedział żołnierz stojący w przedsionku od archiwum bacznie nas obserwując.
          Zostawiłem raport na biurku i natychmiast udałem się za żołnierzem w stronę komnaty Gideona. Gdy stanąłem przed drzwiami jego pokoju, nim strażnicy zdążyli otworzyć drzwi uklęknąłem, a głowę skierowałem w dół. - Wykonałem pokłon, tak, jak białowłosy lubił. Przez osiem lat przekonałem się, co jest pożądane w tym pałacu, a co nie. Wbrew pozorom, kiedy wykonywałem wszystkie obowiązki najlepiej, jak tylko potrafiłem, to chłopak i tak szukał dziury w całości, byleby mieć pretekst, aby dobrać się do mojej ukochanej siostrzyczki lub wychłostać mnie za zwykłe spojrzenie.
          Czekałem krótki moment, aż strażnicy otworzyli drzwi do komnaty, a fanfary zagrały krótką melodię. Gideon siedział na tronie omiatając spojrzeniem po całej komnacie podtrzymując jedną ręką głowę, druga przytrzymywała srebrny kielich - który jak się domyślałem - był już w połowie opróżniony z wytrawnego wina.
          - Nie spieszyłeś się, Pines - powiedział ze znudzeniem. - Masz coś na swoje usprawiedliwienie?
          Zacisnąłem palce, starając się nie okazywać emocji.
          - Nie, Wasza Wysokość - odparłem starając się wypowiedzieć jego tytuł jak należy i nie wypluwać obrzydzenia, jakim go darzę.
Mabel znowu próbowała podnieść na mnie głos - powiedział podnosząc się z miejsca. - Jak zapewne twój niewielki móżdżek zdążył już pojąć, nienawidze sprzeciwu. - Specjalnie starał się wyprowadzić mnie z równowagi. - Jeżeli Mabel nie zacznie okazywać mi należytego szacunku, będę musiał wyciągnąć z tego poważne konsekwencje. - Lustrował mnie wzrokiem, tak jakby był drapieżnikiem, a ja jego ofiarą. - Jesteś jej bratem i doskonale wiem, jak bardzo cię kocha, więc kara będzie dotyczyła także ciebie, jeśli nie masz nic przeciwko.
Nie mam, Wasza Wysokość.

***
          - Wstrętny gnojek - syknąłem, siedząc na skraju łóżka.
          - Oh, daj już spokój, nie myśl o nim - powiedziała kusicielsko Lizz, obejmując mnie od tyłu w pasie. - Powinieneś się skupić teraz na nas. - Cmoknęła mnie w szyję, sunąć ręką po moim nagim torsie.
          - Jak mogę myśleć o przyjemności, kiedy wiem o cierpieniu mojej siostry, Lizz? - odrzekłem odwracając się w jej stronę. - Czuję się potwornie siedząc tutaj, nie mogąc nic zrobić, wiedząc, że       Mabel przez tego dupka jest cieniem dawnej siebie.
          Różowo włosa odsunęła się ode mnie i podniosła z łóżka. Chwyciła szlafrok wykonany ze śliskiego materiału i nałożyła go na siebie.
          Czasami trzeba odpuścić - powiedziała urażona. - Nie tylko twoja rodzina jest w potrzasku i nie tylko ty masz jakieś zmartwienia. Zrozum że niczemu nie wskurasz, a jedynie się narażasz, Mason. - zaczęła zawiązywać sznurek szlafroka.
          - Lizz, doskonale wiesz, że nie jestem jak ty. Nie potrafię olać mo…
Twierdzisz, że olałam razem swojego ojca i brata? Czy ty zdajesz sobie sprawę co właśnie powiedziałeś? Co mi teraz zarzucasz? Pogódź się dla własnego dobra, że już nic nie możesz zrobić, poza pogodzeniem się z losem i przyglądaniem się. - Chwyciła ubrania i rzuciła je w moją stronę. - A teraz masz do wyboru, po tym jak ubierzesz: wyjdziesz i będziesz liczył z daleka ode mnie, że nikomu nic o niczym nie powiem, albo przeprosisz moją rodzinę i mnie, za to co właśnie powiedziałeś i stąd wyjdziesz.
          - Lizz, nie to miałem na myśli. - Próbowałem uspokoić dziewczynę. - Ja… nie wiedziałem, że…
          - Twoje tłumaczenia są zbędne i jeszcze gorsze od słów, które z siebie przed chwilą wykrzesałeś - odparła, splatając ręce wokół piersi, opierając biodrem o ścianę. - Po prostu wyjdź.
          - Przepraszam, Lizz. - Chwyciłem ubrania, po czym zacząłem je zakładać. - Źle dobrałem słowa i… - spojrzałem na zirytowaną minę dziewczyny. - Przepraszam, już nie będę się tłumaczył.           - Żałuje tego co powiedziałem - dodałem, już ubrany i wyszedłem z jej komnaty.
      Ledwo co zamknąłem za sobą drzwi, a obok mnie pojawiła się smukła, wysoka sylwetka, której nie dało się pomylić z żadną osobą na zamku.
Szybko obróciłem się i lekko ukłoniłem Cipherowi. Już miałem go wyminąć, gdy się odezwał:
          - Jak egzekucja, Sosenko?
          - Wszystko przebiegło pomyślnie, Wszechmocny - odparłem, starając się nie pluć jadem, wypowiadając te słowa.
          - Nie obchodzi mnie, czy przebiegła pomyślnie, pytałem: ,,Jak egzekucja?". Jednego bohatera z dzisiejszego repertuaru znałeś jeszcze sprzed ery Gideona. - Spojrzał na mnie z protekcjonalnym wzrokiem. - Myślisz, że zasłużyła na taki los?
          Doskonale wiedział gdzie, jak i kiedy uderzyć. Nie mogłem mu powiedzieć prawdy, a kłamstwa w tej sprawie sprawiały ogromny ból.
          - Była zdrajcą - odparłem. - Nie mogła przeżyć zbyt długo, skoro nie akceptowała codzienności.
          Cipher zbadał mnie wzrokiem, widać było, że nie takiej odpowiedzi się po mnie spodziewał.
Bez zbędnych słów zaczął iść dalej, mijając mnie. Gdy przeszedł obok mnie, szybko wyrzucił z siebie ,,codzienność to udręka, pamiętaj" nie zatrzymując się.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz